25. TALK TO ME 

do 25 ff — kopia

 

Dortmund, następnego dnia popołudniu…

Jimmy od rana próbował skontaktować się z Adele lecz ani razu nie odebrała od niego telefonu… Do późnych godzin nocnych siedział z Paddym nad jego aranżacjami do utworów, które zaproponowała brunetka. Dla mężczyzny wczorajszy dzień był bardzo wyczerpujący pod względem emocjonalnym, aczkolwiek nie mógł zaprzeczyć, że dzięki błyskotliwej wizji dziewczynki, praca nad repertuarem przybrała znacząco tempa. Jej pomysły i uwagi były godne pochwalenia, mała miała nietuzinkowy talent, zresztą jak to na Kellych przestało… Na samą myśl wyprężył się dumnie.

Chciał porozmawiać z Adele, wytłumaczyć swoje ostatnie zachowanie oraz zapewnić ją, że pomimo wszystko kocha ją najbardziej na świecie. Przemyślał sporo przez ostatnie godziny i doszedł do wniosku, że musi zmienić taktykę… Może, gdy oleje sprawę, to samo się popsuje za jakiś czas? Paddy ma sporo za uszami, prędzej czy później popełni błąd, a tym samym zrazi do siebie córkę…. Jest jeszcze Joelle, która nie pozwoli jemu na powrót do przeszłości… Uśmiechnął się cynicznie na samą myśl. Westchnął ciężko gdy w drzwiach prowadzących do studia pojawił się Paddy.

– Wydaje się, że chyba umawialiśmy się na wieczór – odchrząknął nerwowo Jimmy.

– Wiem, ale myślałem, że zastanę tutaj Adele… – zaczął niepewnie Paddy.

– A co ona jakaś bezdomna, by tu ciągle przebywała – poprawił się na krześle Jimmy.

– Mam jakieś złe przeczucia, w dodatku nie odbiera telefonów, nawet na smsy nie odpisuje – potarł zmartwione czoło.

– Uważaj byś się nie posrał przez te przeczucia – wykrzywił się złośliwie, po czym zaczął się zastanawiać. – A właśnie… Ty się dobrze czujesz?

– No, a niby jak mam się czuć? – Wzruszył ramionami dodając ironicznie – jak widać żaden piorun we mnie jeszcze nie trafił więc dycham jakoś.

– A rano też nic ci nie było? – Zapytał podejrzliwie starszy brat.

– No mówię, że ok – przewrócił oczami brunet.

– Dziwne – zasępił się Jimmy, nagle sobie coś uświadamiając. – Jasna cholera! – Poderwał się z krzesła jak oparzony.

– Co się stało? – Zapytał lekko zszokowany Paddy.

– Zostań tu, rób swoje. Przypomniało mi się, że muszę coś załatwić… wiesz kwestie zawodowe – wykrzywił nonszalancko rękę i nie czekając na odpowiedź wybiegł z pomieszczenia, w samochodzie drżącą dłonią wybrał numer Stefanii. Nie było mu na rękę to, od czasu niefortunnego wieczoru nie rozmawiali ze sobą. Jednak teraz nie chodziło tu o niego, schował honor do kieszeni… Gardło ścisnęło mu gdy usłyszał głos kobiety po drugiej stronie słuchawki.

– Halo… – mogłoby się wydawać, że nadzwyczaj wysiliła się by jej ton brzmiał naturalnie.

– Powiedz mi, że z kozą wszystko jest w porządku… – wychrypiał dociskając pedał gazu by szybciej znaleźć się przed domem Stefanii.

– Już lepiej… ale było kiepsko… – załamał się jej głos. – Coś przeoczyłam, za mało czasu poświęcałam córce… Lekarze twierdzą, że coś wzięła na detox organizmu. Mówili, że dziewczynki w jej wieku często tak robią by schudnąć… Boże, moje dziecko ma zaburzenia odżywiania, a ja nawet tego nie zauważyłam – zaszlochała do słuchawki. Jimmy przymknął na chwilę powieki, czuł się idiotycznie, fatalnie, jak skończony kretyn.

– Przyjadę do szpitala, pozwól… – oznajmił, zdając sobie sprawę, że nie ma co ich szukać w domu.

– Nic tu nie pomożesz… – załkała kobieta.

– I tak przyjadę… – odparł po czym od razu się rozłączył.

Po 15 minutach od zakończenia rozmowy Jimmy wbiegł na oddział dziecięcy. Z łomoczącym sercem i łapczywie łapiąc każdy wdech stanął na środku korytarza, rozglądał się pospiesznie w poszukiwaniu złotowłosej kobiety. Odnalazł ją kucającą w półmroku w kącie przy brudnej ścianie.

– Jestem… wszystko będzie dobrze – przyklęknął przy kobiecie chcąc ją przytulić do siebie, ale ona odsunęła się, schylając głowę by włosy przysłoniły jej twarz. – Jak się czuje? – Przysiadł obok kobiety, było mu przykro wobec zachowania kobiety, ale to nie był czas by poruszać kłopotliwe tematy.

– Śpi… lekarze kazali czekać – odparła niechętnie.

– Ok, to poczekamy … – westchnął drapiąc się po brodzie. Czekały go ciężkie godziny nie tylko niepewności…

~*~*~

Tego samego dnia, bardzo późny wieczór, Dortmund…

Jimmy przekonał lekarza, by mógł zostać w szpitalu przy dziewczynce… Stefania nie bardzo chciała przebywać w tym samym pomieszczeniu co on. Jimmy jednak nie zwracał na nią uwagi, siedział cały czas przy łóżku brunetki.

W szpitalnej sali panował ponury nastrój, zarówno emocjonalny jak poprzez klimat wnętrza. Pomimo zaledwie wątłej poświaty bijącej z małej lampki umieszczonej na szpitalnym stoliku mężczyzna widział bardzo wyraźnie sine usta i białe policzki dziewczynki. Jej szczupłe palce u dłoni wydawały się przeraźliwie zimne. Skrzywił się na widok siniaków, które były skutkiem nieudanego wkłucia wenflonu, miała zawsze problem z pobieraniem krwi….

– Pójdę po kawę. Przynieść tobie też? – Kobieta zapytała dość niechętnie, nie patrząc na mężczyznę.

– Nie, dzięki – wychrypiał kręcąc głową.

Bez słowa opuściła pomieszczenie, a on wypuścił głośno powietrze z płuc. Atmosfera między nimi była napięta niczym struna gitary. Jeden nieostrożny ruch, a komuś dostanie się po palcach.

Spojrzał się na brunetkę i pogładził ją czule po policzku, jakby przepraszająco. To był jej pierwszy pobyt w szpitalu i to na dodatek przez niego. Był na siebie wściekły, przecież to tak nie miało być. Aczkolwiek jego wczorajsze zachowanie było po raz kolejny niezbyt odpowiedzialne…. Zrobiło się lżej mu na sercu gdy zobaczył jej uśmiech.

– Wszystko będzie dobrze, obiecuję – szepnął całując dłoń dziewczynki.

– Co ty tu robisz? – Skrzywiła się otwierając oczy.

– Martwiłem się o ciebie – wyjaśnił poprawiając jej włosy z czoła.

– Idź sobie – odepchnęła jego rękę i odwróciła twarz w drugą stronę.

– Nie Adele, nigdzie stąd nie pójdę… Możesz mnie odtrącać, budować barykady wokół siebie, ale to nie zmieni faktu, że jesteś dla mnie najważniejszą osobą w moim życiu – odparł o dziwo bardzo łagodnym tonem.

– Nie chcę być częścią twojego życia… wszyscy mają przez to kłopoty – zacisnęła mocno powieki.

– Źle to wszystko rozegraliśmy – pogładził ją po głowie.

– Jasne… – prychnęła. – Całe życie jest grą…. Szkoda, że w ogóle się urodziłam – wymamrotała ledwie słyszalnym tonem.

– Co ty teraz wygadujesz za bzdury? – Jimmy wzdrygnął się po tych słowach.

– Taka prawda… Od zawsze wszyscy się wstydzą mnie. Żadna ciocia mnie nie odwiedza oprócz Barby. Wujka Angelo widziałam prywatnie tylko jeden raz…. Nawet przed własnym ojcem muszę udawać – spojrzała na mężczyznę smutnymi, szklistymi oczami.

– Nie musisz… – odparł z trudem wpatrując się w białą kołdrę.

– Doskonale wiesz jaka byłaby afera… Paddy by się wściekł na was. A ty byś ze świrował… Jeszcze nic nie wie, a ty już go trujesz – rzuciła sarkastycznie.

– Oj tam, od razu truję… takie pstryczki między braćmi – parsknął Jimmy. – Po co to zrobiłaś? To była końska dawka… On by się posrał, ale poza tym nic by mu nie było… a u ciebie mogło to skończyć się o wiele gorzej – skrzywił się.

– Bałam się, że coś mu się stanie … wolałam ja pocierpieć – poprawiła się na łóżku.

– Nie możesz tak robić – przymknął oczy, czuł się zażenowany. – On jest dorosły, nawet jak się dowie, że jesteś jego córką to niektóre jego zachowania pozostaną bez zmian. Możesz się rozczarować… a wtedy będziesz szukać winy w sobie, a to w ogóle nie o ciebie chodzi… Paddy to dość trudny człowiek do okiełznania… Tak czy inaczej jeżeli będziesz pewna decyzji i gotowa by mu to powiedzieć. Nie będę robił nic wbrew twojej woli – zapewnił brunetkę. – Ale obiecaj mi jedno… Nie oddalaj się ode mnie. Niech będzie tak, jak dawniej – uśmiechnął się smutno. – Może na święta pojedziemy na narty w Alpy? – zaproponował, ale Adele nic nie odpowiedziała.

– Idź już… chce mi się spać – wbiła wzrok w boczną ścianę.

~*~*~

W tym samym czasie, Rzym…

Pablo z Nicole właśnie wrócili ze wspólnej kolacji. Spotykali się praktycznie codziennie od dłuższego już czasu. Weszli do jego apartamentu, on od razu powędrował do barku i wyjął z niego sporej wielkości butelkę z drogim trunkiem. Bez zaproponowania kobiecie poczęstunku, wypełnił po brzegi tylko jeden kryształ.

– Miałeś nie pić – przypomniała Nicole rysując palcem niewidzialne bazgroły na komodzie.

– Na przemianę materii – odparł niewzruszony.

– Znasz ją? – Zmrużyła oczy widząc fotografię w ramce.

– To? Jest matką Blanki. – Podszedł do blondynki i odpowiedział wskazując palcem na zdjęcie. – Chyba nie jesteś o nią zazdrosna – zaśmiał się żmijowato.

– Nie, ale chyba już ją gdzieś widziałam – próbowała sobie przypomnieć sytuację, ale w tym samym momencie szklanka Pablo stłukła się w drobny mak.

– To niemożliwe – parsknął skołowany.

– Ale ja jestem pewna, mam niebywale dobrą pamięć do twarzy – odwróciła się do szatyna.

– Ale Julia nie mieszka w Rzymie – wyjaśnił.

– No właśnie, Julia! – Olśniło ją. – Siostra Adama…

– Czy coś was łączy? – Zapytał wyniosłym tonem.

– Nie łączy nas nic, o czym powinieneś wiedzieć – zadarła głowę.

– Czyli łóżko – wywnioskował oschle.

– Za to twoja Julia nie bardzo tęskni za tobą i córką … Zachowywała się jak kretynka rzucając się obcemu facetowi w ramiona i zmuszając go do całowania się … to było żenujące – przewróciła oczami przypominając sobie sytuację, która wydarzyła się po koncercie w Czechach.

– Nie zrobiłaby tego – powiedział przez zaciśnięte zęby wbijając wzrok w podłogę.

– Wiesz co… dobrze, że się tutaj nie zjawiła bo akurat tej osobie dziecka bym nie przyznała … – prychnęła.

– Przestań – wysychał rozwścieczony mocno chwytając ją za przedramię.

– Puść mnie – zażądała. – Teraz zastanawiam się czy tobie przyznać – obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem.

– Nawet tak nie mów – zacisnął palce jeszcze mocniej na jej skórze.

– Po co ty się ze mną w ogóle spotykasz? Tylko dla korzystnego wyroku? Jesteś skończonym sukinsynem! – Wyrwała się z jego uścisku i wybiegła z mieszkania z trudem powstrzymując się od płaczu.

~*~*~

Następnego dnia, wieczór, Warszawa…

– Marnujesz się tutaj maleńka – Maciej szepnął do ucha, zachodząc Julię od tylu.

– Dopiero to zauważyłeś? – Zapytała ironicznie ścierając blat baru.

– Myślałem ostatnio o tobie – objął ją w pasie.

– Zabierasz się do tego jak pies do jeża – zaśmiała się.

– Jakoś ostatnio zrobiłaś się cicha i grzeczna – przywarł ciałem do jej pleców.

– Załatw barmankę, to będę miała więcej czasu – odwróciła się do niego.

– Dawno nic… nie śpiewałaś – uśmiechnął się cwaniacko.

– O śpiewanie ci chodzi… czy jednak o coś innego? – Zapytała kuszącym tonem bawiąc się jego krawatem.

– Jaka ty pojętna dziewczynka – wymruczał. – Ale ja poważnie mówię. Jak będziesz grzeczna, to porozmawiam z moim dobrym znajomym z Niemiec, producentem… promuje takie gwiazdki…

– A ty, co będziesz z tego mieć? – Rozluźniła wiązanie przy krawacie.

– Ujmę to tak… porozmawiamy o twoim zadośćuczynieniu, wobec mnie, jak trafisz do tego świata show biznesu – zaśmiał się złowrogo.

– A teraz? Jestem grzeczna? – Uśmiechnęła się znacząco przesuwając swoją dłoń w okolice rozporka jego spodni.

– Musimy o tym porozmawiać… w moim biurze. Mam ochotę na dobre lody – chwycił ją za nadgarstek prowadząc w wyżej wymienione przez niego miejsce.

Nie zaprotestowała. Oczy jej pociemniały, a uśmiech przybrał wyrafinowanego tonu… To chyba dobry moment na jej nowy początek.

 

Dodaj komentarz