16. SEARCH FOR TRUTH

 do16 — kopia

Pierwszy weekend września powitał go ciepłym promykiem słońca. Chociaż lato dobiegało powoli końca, to poranki często jeszcze witały jego twarz słonecznym muśnięciem.

Nie otwierał oczu… Promienie nie tylko ogrzewały jego policzki, ale przede wszystkim działały kojąco na jego poharatane serce i obolałą duszę. Nie przeszkadzała mu nawet piosenka płynąca z radia.

[…]

In your eyes I learn to see

Oh the mirror hiding me

In the darkness I can dream

 

If you give me high, high, higher love

Tell me there’s no other one, one, one above

[…]

 

– Carpe Diem… – pomyślał.

Poczuł znajomy kobiecy zapach , kwiecisty… Jeden, drugi namiętny pocałunek. Smukłe, delikatne, długie palce zsuwały się po jego nagim torsie.

– Znowu tu jesteś. .. – powiedział jakby z tęsknotą.

– Jestem i mogę zawsze już być … – odparł kusząco kobiecy głos.

– Taaa … – zadrwił.

– Nie chcesz tego? – Spytała miękko, a on poczuł napieranie na jego męskość.

– Chcę, bardzo chcę. .. tak bardzo kocham cię, Steff… – odrzekł nie kryjąc coraz większego podniecenia.

– To zawalcz o mnie… Stań twarzą w twarz z prawdą. .. Rozwiedź się z żoną. .. – kobiecy głos stawał się coraz bardziej natarczywy.

– Jestem obłąkany… – zaśmiał się. Poczuł gwałtowny napływ gorąca, dreszcze przechodziły przez jego ciało, a mrowienie sprawiało lekki ból, który z czasem przybrał na sile lecz dla niego było to bardzo przyjemne uczucie. W głowie mu zahuczało od nadmiaru emocji, podniecenia. Po kilku minutach wydał z siebie głośny odgłos ulgi, gdy poczuł spełnienie.

– Było ci dobrze? – Dopytywał się głos Stefanii.

– Lepiej niż zazwyczaj – uśmiechnął się.

– To wyobraź sobie co mogłabym ci zrobić, nie będąc tylko twoją fantazją – wyszeptał głos do jego ucha.

– Na razie musisz pozostać wyłącznie moją iluzją – wyjaśnił.

– Jak długo jeszcze zdołasz ukryć swoje urojenia? Jak twoja żona dowie się… zamknie cię tam, gdzie ja zamknęłam twojego brata! Nędzny Jimmy wreszcie znajdzie swoją przystań na ziemi… – Głos roześmiał się przeraźliwie, złowieszczo.

– Nie! – Krzyknął przerażony. W tej samej chwili poczuł na swojej twarzy ciepłe krople. Łzy? Nie, te były lepkie i śmierdzące niczym ślina…

– Botox spieprzaj! – Otworzył oczy i odepchnął pysk psa od swojej twarzy i wytarł się ze wstrętem.

– Tfuuu… Coś ty żarł? Trociny czy co? – Zwrócił się do psa wstając z łóżka.

Prześcieradło jak i bokserki pokrywały świeże , spore plamy. Poczuł wstyd, zażenowania a przy tym upokorzenie. Podszedł do okna. Samochodu nie było, cisza w domu więc jest sam. Przynajmniej nie skompromituje się przed rodziną.

Sunął migiem do łazienki. Zimny prysznic jednak nie przyniósł mu uśmierzenia myśli. Nadal trzęsły mu się dłonie, a serce biło zatrważająco szybko. Nie wstydził się swoich fantazji czy podniecenia. Aczkolwiek łapał się sam na tym, że coraz częściej nieświadomie przywołuje Stefanię do swojej wyobraźni. Czasami już był w takim transie, że nie wiedział w danym momencie co jest iluzją, a co realną myślą. Przykładów mógł wymienić z tuzin… Kochając się z Meike wyobraża sobie Stefanię. Kupuje ubrania dla żony na styl Stefanii, które i tak lądują w koszu po wielkiej awanturze… Najgorsze, że już przy samej Stefani przestaje się kontrolować.

– Zwariuję przez ciebie.. – oparł ciężko czoło o szybę kabiny prysznicowej.

Od tylu lat krył się z uczuciem do Stefani… a może tylko tak sądził? Przecież wszyscy wokół, od samego początku, wiedzieli, że podkochuje się w niej. Robił wszystko, włącznie z największymi głupotami, by zwrócić jej uwagę. Lata 90-te to szczyt ich kariery. Mógł mieć każdą, podobnie zresztą jak Paddy, ale on wolał bawić się w głupią, naiwną przyjaźń. Wieczorne spacery, niezobowiązujące zaproszenia na barkę, z czasem na weekend w Gymnich. Jego starania na nic się zdały. Przez jego zabiegania o jej względy, jeszcze bardziej zbliżyła się do Paddy’ego. Jimm tego nie widział, może po prostu nie chciał tego widzieć… Doskonale pamiętał kiedy pierwszy raz przyłapał ich śpiących w jednym łóżku… O mały włos nie wpadł w furię…. Wmawiał sobie, że z pewnością był to seks bez znaczenia… Aczkolwiek z czasem Paddy ze Stefanią przestali się ukrywać ze swoim uczuciem. Krótko po tym ogłosili swoje zaręczyny. Na tą wieść cała rodzina była rozanielona. Jimmy na próżno szukał wsparcia w ojcu, by sprzeciwił się, by nie dopuścił do ślubu. Lecz w odpowiedzi stary Dan powtórzył słowa, które wypowiedział przed laty: „Nie dotykaj jej. Ona nie jest tobie przeznaczona. Zbyt krucha dla ciebie. Porcelanowa lalka szybko się tłucze. Zostaw ją w spokoju.”… Miał żal do ojca, do całej rodziny…. Liczył się wyłącznie Paddy, na każdym szczeblu. Zawsze i wszędzie tylko on stał na piedestale… Życie jest kruche, a chwile ulotne. Jimmy przekonał się o tym 24 grudnia roku pamiętnego czyli 1999. Równie dobrze ta data mogła symbolizować dzień jego śmierci. Gdyby wtedy nie Patricia i Denis, nie byłoby go już wśród żywych. Czasami żałował, że go tam znaleźli, że go odratowali. Brakował zaledwie moment by pętla oplatająca jego szyję zadusiła go do końca. Pamiętał tylko stłumione błaganie siostry: „Braciszku, proszę nie odchodź. Nie zostawiaj mnie! Nie ty! Proszę!”… Był wdzięczny siostrze za dyskrecje. Nikt więcej nie dowiedział się o tym zdarzeniu. Jimmy spędził kilka dni w szpitalu. Nikt z rodziny, przez ten czas nie zainteresował się jego osobą. Byli zbyt zajęci rozpamiętywaniem przepięknego ślubu Paddy’ego. Od czasu próby samobójczej Jimmy’ego, relacje między Paddym, Stefanią, a Patricią drastycznie się pogorszyły… Jimmy wyjechał do Szkocji, z nadzieją, że tam uda mu się ułożyć sobie na nowo życie. Samotność w danej sytuacji była dla niego najlepszym lekarstwem. Tam stanął mocno na nogi. Nie miał zamiaru nigdy więcej wracać do Niemiec, a tym bardziej spotykać się z bratem, ani z jego szczęśliwą rodzinką. Jednak zmuszony był spotkać się z nimi, na pogrzebie ich ojca Dana.

Nie mógł patrzeć na radosną, pełną rodzinę Paddy’ego. Życzył im wszystkim wszystkiego najgorszego. Nie przypuszczał, że tak szybko, i w taki sposób, jego życzenia się ziszczą… W dodatku ta tragedia, która spotkała Stefanię i Paddy’ego, była zapalnikiem do bomby, której wybuch spowodował całkowite spustoszenie w ich życiu… Nikt im nie pomógł w momentach żałoby, potem w depresji i uzależnieniach Paddy’ego. Tylko on, Jimmy, pomimo wszystko, był zawsze obok… Szukał brata po najgorszych spelunach, cucił go, pocieszał Stefanię.

Pamiętał bardzo dobrze wieczór, kiedy Paddy wrócił do domu na głodzie. Żądał od żony kolejnej fiolki silnych leków, tym razem Tramadol. Gdy odmówiła, wpadł w dziki szał, w niekontrolowaną furię. Pchnął kobietę na ścianę i zaczął bić na oślep, gdzie i czym popadnie. Ciosy były nadzwyczaj mocne. Gdyby nie Jimm, który wybłagał by Denis wyjątkowo poszedł z nim do Stefani… Gdyby nie ich szybka interwencja, kobieta nie wyszłaby z tego żywa. Kobieta spędziła wiele dni na OIOM, poturbowana, sama i dla nikogo nieważna. Jedynie Jimmy czuwał przy jej łóżku, chociaż związany był od dawna z Meike. Na szczęście, Stefania dość szybko wróciła do zdrowia, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Paddy obiecywał poprawę, ale znalazł zawsze sposób by zaspokoić swój głód. Kobieta w końcu nie wytrzymała, początek roku 2005 przyniósł ich rozwód. Nie chciała nikogo widywać z rodziny byłego męża, odseparowała się również od Jimmy’ego. Zmuszony był to zaakceptować…. Czerwiec tamtego roku powoli upływał w klimacie ślubu z Meike. W sumie to nawet nigdy nie zastanawiał się nad tym co sądzi o jego związku Stefania.

Na przełomie czerwca i lipca tego samego roku poczęła się Adele. Jimmy nie potrafił tego zrozumieć jak po tym wszystkim, co jej Paddy zrobił, mogła z nim pójść do łóżka. O ciąży wiedziała tylko Barby. W październiku 2005 Stefania przeprowadziła się do Irlandii, w okolice Dublina. Jimmy o nowym członku sławnej rodziny Kelly, dowiedział się w okolicach świąt Bożego Narodzenia. Od tego dnia jego życie toczyło się między Irlandią, a Niemcami. Między nim, a Stefanią ponownie nawiązała się silna więź… Na tyle trwała, że w marcu 2006 roku to Jimmy był z nią podczas porodu, to on przeciął pępowinę. Pamiętał jakby to było wczoraj, te małe, niebieskie oczęta, którymi wpatrywała się w jego nietęgą minę kiedy po raz pierwszy wziął ją w ramiona. Już wtedy wiedział, że nie odda jej nikomu. Pokochał ją całym sercem. Na tamten moment w głowie miał tylko jedno imię, Adelajda. Stefania zgodziła się jedynie na skróconą formę tego imienia. Adele, imię  to jest pochodzenia germańskiego i wywodzi się od słowa „adal- szlachetny”, a więc oznacza kobietę o szlachetnym sercu i usposobieniu… Niezmiernie trudno było mu rozstać się z nimi i wrócić do Niemiec, do żony… Tego samego roku urodziła się Aimme. Dzięki niej Jimmy znalazł sens tkwienia nadal w tym małżeństwie, które było wiecznym rollercoasterem…. Krótko przed narodzinami drugiej córki, Maire, Jimmy złożył pozew rozwodowy lecz po urodzeniu okazało się, że dziewczynka ma poważną wadę serca. Rokowania na jej dłuższe życie były złe wręcz fatalne. Wielomiesięczne pobyty w różnych klinikach kardiologicznych, dwie przebyte operacje… To wszystko wzmocniło fundamenty jego rodziny. Pomimo, że ich miłość przygasała z każdym rokiem coraz bardziej, trwał przy żonie, przy córkach. Próbowali mocno na nowo rozbudzić w sobie iskrę uczuć i namiętności. Ostatnim owocem tych prób był ich najmłodszy syn…

Od tej pory w ich związku panowała cisza, marazm. Żyli razem, ale osobno. Nie mieli ze sobą wspólnego tematu. Nie rozmawiali o swoich planach, marzeniach, czy obawach. Jedynym wątkiem wspólnym, który poruszali były dzieci… Jimmy dusił się w tym związku. Czuł się niczym zwierzę zamknięte w klatce.

Zakręcił kurek, wyszedł z kabiny i otarł niedbale resztki kropli z ciała. Ubrał się i niechętnie spojrzał w lustro.

– I ty się dziwisz, że ona nie zwraca na ciebie uwagi… – wychrypiał do lustra, przyglądając się uważnie każdej zmarszczce na swej twarzy. – Nigdy mu nie dorównasz, pogódź się z tym raz na zawsze – rzucił kostką mydła w lustro i wyszedł z łazienki. W pokoju położył świeże prześcieradło.

[..]

Maybe soon, maybe later I’m back again

But now I wonder, but now I wonder, I say

 

Hey, how do you do it

How do you love

You look like someone who knew it

I say

[…]

– Oj stul pysk dziadzie! – Ścisnął usta i walnął z całej siły poduszką w stojący na komodzie odbiornik radiowy.

– Botox chodź, idziemy na spacer – gwizdnął na psa.

~*~*~

Było około południa gdy Michael niechętnie zwlókł się z łóżka. Szurając laczkami zszedł do kuchni.  Stanął w progu przyglądając się żonie. Joelle siedziała na wysokim krześle i pośpiesznie pisała coś na laptopie. Na stole kuchennym walał się stos przeróżnych papierzysk. Co do samej kobiety to wyglądała, jak na nią, bardzo atrakcyjnie: czarne cygaretki; biała bluzka, nawet ze sporym dekoltem jak na jej możliwości; na wierzchu ubrane coś na styl lekkiego ciemnego żakietu; włosy rozpuszczone, wyprostowane.

– No,no no… jeszcze potrafisz mnie zaskoczyć – wymruczał sam do siebie, a kącik jego ust znacząco zadrgał.

– Dzień dobry kochanie… – Michael podszedł do żony, odgarnął jej włosy i pocałował ją w szyję.

– Oho, a co to za niecodzienne przywitanie? – Zapytała że śmiechem, przeczesując palcami jego włosy.

– Co robisz? – Podparł się brodą na jej ramieniu.

– Czytam.

– Gospel? – Zdziwił się przeczytawszy nagłówek artykułu na jednej ze stron internetowych. – Piszesz nowy felieton na tego swojego bloga… – bardziej stwierdził niż zadał pytanie.

– Nie. Za dwie godziny mam spotkanie z naszym księdzem. Tak sobie pomyślałam… – urwała na moment, odsunęła się i spojrzała niepewnie mężczyźnie w oczy. – Pomyślałam, że fajnie byłoby stworzyć w naszej parafii taki dziecięcy chórek na styl gospel… Ale taki, który łączyłby nasze tradycyjne pieśni religijne z czymś nowoczesnym, świeżym – założyła nerwowo włosy za uszy i spuściła wzrok. – Chodzi mi o nowych, młodych artystów z dobrymi, religijnymi tekstami…

– Coraz trudniej takich znaleźć. Na „rynku” sporo jest tandety – podrapał się po skroni.

– Ale ty… twoje piosenki są dobre – odparła natychmiast Joelle.

– Cieszę się, że tak sądzisz – roześmiał się lekko zdziwiony. – Ale nie każdy je rozumie, a moja twórczość nie kończy się wyłącznie na „An Angel”.

– Ale cała „Ruah” jest bardzo twórcza, można dodać coś z „Human” oraz z „ID” – powoli zaczynała się nakręcać.

– Mówisz, że mają to śpiewać dzieci, a mój repertuar jest za ciężki dla takich drobnych głosików – westchnął pobłażliwie.

– No właśnie dlatego też myślę o przesłuchaniach. Ale potrzebuję do pomocy osoby, która zna się na tym fachu… Znasz mnie, przyjęłabym wszystkie dzieciaki, a wtedy byłby jeden wielki chaos… – spojrzała się wymownie na męża. – Pomożesz? – Spytała miękko. – Chyba, że masz coś przeciwko temu, w takim razie odwołam spotkanie.

– Nie mam nic przeciwko… wręcz przeciwnie. Uważam, że jest to znakomity pomysł – pocałował dłoń żony. – Natomiast co do pomocy, to muszę się bardzo poważnie nad tym zastanowić. .. No chyba, że mnie przekonasz – zaćwierkał unosząc figlarnie prawą brew.

– Ale teraz? – Przewróciła oczami lekko się rumieniąc.

– No… – pociągnął ją za ręce by wstała z krzesła, a następnie pocałował namiętnie.

– Mam spotkanie… – wydusiła lekko skołowana tą sytuacją.

– Zdążysz … – odparł, sadzając ją na kuchennym stole, a drugą ręką zamknął z trzaskiem laptopa.

– Ale tutaj? – Mimo pytań oddawała mu każdy pocałunek.

– Tak, tutaj i teraz… i bądź już cicho… Tak, tak wiem, Bóg patrzy, ale on zasłoni na pewno oczy… A tak w ogóle podpatrywanie tego, co robią dorośli też jest grzechem – wypalił, rozpinając jej bluzkę i gorąco obcałowując.

– Okropny jesteś… – stwierdziła gdy namiętnie całował jej szyję.

– Tak, jestem okropnie podniecony – odparł zrzucając z niej ubrania. Popchnął ją lekko, a ona opadła na stół zrzucając na podłogę stos papierów.

– Oj nie tak, nie tak… oj przestań to nie wypada… – w całym domu rozlegał jej głośny, piskliwy śmiech.

~*~*~

Po wszystkim Joelle w pośpiechu wybiegła z domu. Michael zapinając koszulę przypatrywał się przez okno odjeżdżającej żonie.

Spojrzał na kalendarz wiszący na ścianie w kuchni… 2 września, to już 15 lat od jednego z najgorszych dni w jego parszywym życiu… Gorszym był tylko 26 sierpień 2002 roku, śmierć jego Patty. Zacisnął powieki z grymasem na twarzy… 2 września odbył się jej pogrzeb. Sprawiała wrażenie jakby spała, jakby nic się nie stało. Była taka spokojna… Biała sukienka, rajstopki, lśniące buciki i burza gęstych złotych loków. Zdawało mu się, że miała nadzwyczaj wyraźne rumieńce na policzkach. Wyglądała jak anioł… Do tej pory czuł ten przeraźliwy chłód, kiedy ujął delikatnie jej rączkę by wsunąć jej ukochanego, plusowego kotka z brązowym uszkiem… Nie mógł postąpić inaczej, bez Mimi nigdy nie mogła spokojnie zasnąć.

Otworzył powieki, nie miał sił na wylewanie kolejnych hektolitrów łez. Poszedł na górę, do swojego gabinetu. Otworzył szafę i wyciągnął z niej starą, podartą, brązową walizkę, na widok której usiadł, a raczej opadł z hukiem na kolana. Otworzył walizkę… Bolało, czuł jakby ktoś wbił nóż w serce i haratał je milimetr po milimetrze. Załkał głośno wyjmując po kolei ostrożnie każdą rzecz z walizki. Bardzo podobną zawartość zabrała Stefania wyprowadzając się z jego życia: różowy smoczek z motylkiem; różowa bawełniana czapeczka; kilka ubranek; wtulił twarz w żółty kaftanik jakby chciał jeszcze raz poczuć te szczęśliwe dni gdy mógł być ojcem; spineczka z kwiatkiem; kolorowa grzechotka i różowo-biały pluszowy miś…

W kieszeni walizki były jeszcze trzy koperty. Dwie z nich po brzegi wypchane ich wspólnymi zdjęciami. Zaczął je przeglądać: pierwsze przyjacielskie zdjęcia z lat 90-tych; kilka z okresu narzeczeństwa; pierwsze zdjęcie usg; ślub na zamku w Gymnich, wyglądali niczym książęca para; Stefania w ciąży, a on całujący czule jej brzuch… Wreszcie zdjęcia Patty: pierwsze chwile po porodzie; pierwsze karmienie; kąpiel; ząbek; pierwsze kroki… Pamiętał też jej pierwsze słowo „tata”…. Sporo zdjęć miał tylko z Patty. Byli praktycznie nierozłączni. Starał się wszędzie zabierać ją ze sobą. Była jego oczkiem w głowie…. Kolejne były wspólne zdjęcia całej ich trójki. Kochająca się, szczęśliwa rodzina… Złapał fotografię, na której była Stefania. Wydawało mu się jakby naprawdę wpatrywała się w jego twarz z miłością.

– Tak bardzo tęsknię za tobą… – szlochając, przejechał palcem po jej wizerunku. Miał nadzieję, że i ona czasami wraca do tamtych szczęśliwie spędzonych wspólnie lat… Schował zdjęcia z powrotem do papierowych torebek.

Została ostatnia, mała koperta. Wiedział doskonale co się w niej znajduje: wyrok rozwodowy i dwie pomięte kartki z rękopisem… Pierwsza z nich zaatutowana „Miracle of love”, z datą 24.06.2000. Natomiast druga nosiła tytuł „When you sleep”, z datą 18.10.2002… Pragnął by Patty w dzień 18 urodzin otrzymała prezent w postaci piosenki, która napisał na jej pierwsze urodziny… Dostała, niestety, tylko „When you sleep”. Miesiąc po jej śmierci zaczął zmieniać tekst pierwowzoru. Dodając niewinnie brzmiące zdania.

good night miracle of love

sleep tight, I’ll sing you a lullaby

cause when you sleep

you look like an angel

you look like

an angel to me

Te słowa już zawsze symbolizować będą pożegnanie jego córki, jak również rozpad jego życia.

Ten utwór znalazł się na jego pierwszym solowym krążku. Miał to być hołd dla Patty. Media podchwyciły sensacje i zaczęły się pytania typu „czy śpiewasz o swoim potomku?”… On nie chciał roztrząsać tematu, tym bardziej, że wszystko to stało się przez nędznych paparazzi. Wymyślił więc historyjkę o piosence dla jego chrześniaka, Gabriela… Fani wiele miesięcy rozpływali się słuchając tego utworu. Wydanie teledysku było największym błędem… Ani on, ani Stefania nie radzili sobie z tym wszystkim… Z czasem Michael zaczął trafiać do szpitala z potężnymi bólami głowy. Wiele miesięcy faszerowany był silnymi lekami przeciwbólowymi, do tego zdiagnozowali u niego depresję. Jego życie to na przemian był dom- szpital- psychiatra… Sporej części z życia, z przełomu 2003-2006 nie bardzo pamięta.

– Kiepska biografia… – westchnął wycierając łzy w rękaw.

Poukładał bardzo precyzyjnie wszystkie rzeczy z powrotem na miejsce. Zamknął walizkę i odłożył do szafy.

Momentalnie wbiegł do łazienki. Opłukał twarz zimną wodą. Zbiegł po schodach do przedpokoju. Chwycił z szafki dokumenty i kluczyki, a drugą ręką sięgnął po kurtkę.

Wsiadł do samochodu, położył dłonie na kierownicę. Cały drżał, a jego serce niespokojnie biło.

– Jeżeli dzisiaj tego nie zrobię, to już nigdy… – powiedział sam do siebie zapinając pas i ruszył z piskiem opon.

Po 30 minutach, kroczył już pustą alejką. Nienawidził tego miejsca. Wszystkie wspomnienia wracały z podwójną silą przez co wydawało mu się jakby ktoś obrzucał go kamieniami. Skręcił w bardzo zadbaną, boczną dróżkę. Wokół tego sektora rosły wysokie, schludnie przycięte, ozdobne krzewy. Kilka lamp, które oświetlały pochmurne wieczory.

Drugi, w pierwszym rzędzie, zaraz przy krzewach. To było to miejsce. Efektowny, granitowy nagrobek z usypanymi w koło białymi kamykami, obok drewniana ławeczka z oparciem. Opadł bezsilnie na ławkę. Na płytę położył kupioną wcześniej różę i postawił znicz z wizerunkiem Cherubina… Grób był zadbany pełno kwiatów… A on przyszedł do córki, po tylu latach, z jednym badziewiastym badylem. Z lękiem w oczach spojrzał na tablicę z wygrawerowanym aniołem i przeczytał widniejący na niej tekst

Ś.P.

Patricia Barbara Kelly

*24.06.1999

+26.08.2002

Tu leży największy cud miłości dany i zabrany nam przez Boga.

Podpalił wkład, a przy okazji zapalił papierosa.

– Przepraszam, ale muszę… – wskazał na papierosa.

– Cześć córeczko. Wiem, że dawno mnie tu nie było, 15 lat… Nie potrafiłem, nie mogłem. Nie chciałem w takim stanie tu przychodzić. Nadal uważam, że nie jestem godzien tu być. Niby podniosłem się. .. jestem popularny, mam żonę. .. Ale co to za życie, tkwić w ciągłym zakłamaniu i być kreowany na kogoś, kim nie jestem…

– To czemu tego nie zmienisz? – usłyszał za sobą głos, za którym tak tęsknił.

Gwałtownie obrócił się, wstał, ściskając w lewej dłoni papieros, którego żarł cholernie parzył jego palce.

– Stefanio… – zaparło mu dech w piersiach.

– Bez wylewności… – uniosła dłoń w ostrzegawczym tonie. – Witaj Paddy… Jeżeli w dalszym ciągu mogę się do ciebie tak zwracać – podeszła bliżej i podała mu dłoń na przywitanie.

– Jasne – odchrząknął wpatrując się z niedowierzaniem w kobietę.

– No co się tak patrzysz? Siadasz, czy ulatniasz się? – Wskazała głową wyjście z alejki.

– Jeżeli mogę to chciałbym tu jeszcze zostać – spuścił wzrok. Jej widok, a raczej obecność onieśmielała go.

– To siadaj i się posuń – usiadła po lewej strony ławki, patrząc się przed siebie.

– Wyglądasz zniewalająco – powiedział z tęsknotą, opadając na ławkę.

– Daruj sobie – przewróciła oczami. – W sumie ty też dobrze wyglądasz – spojrzała z ukosu na byłego męża. – Tylko te włosy są straszne -dodała z niesmakiem.

– Przecież wiesz, że nigdy nie potrafiłem zadbać o fryzury – odparł drapiąc się po karku.

– Cieszę się, że sobie dobrze radzisz… – uśmiechnęła się lekko.

– Zawodowo tak… – skinął głową, nie chciał narzekać przy niej na swoje życie.

– Przed chwilą mówiłeś zupełnie coś innego – przypomniała.

– Nie ma co marudzić… – skwitował. – A co u ciebie? – Spojrzał się na Stefanię.

– Dobrze – oznajmiła krótko.

– Jak tam… – nie wiedział jak ma to ubrać w odpowiednie słowa, ale może warto zaryzykować – Jak tam nasza córka? – Wpatrywał się w intensywnie. Widział jak zesztywniała jej twarz. Zbladła.

– Moja córka ma się świetnie… – zaczęła powoli – natomiast nasza córka leży w tym miejscu od 15 lat – zdobyła się na to by spojrzeć mu prosto w oczy. Ich spojrzenia spotkały się, tak samo pełne uczuć jak dawniej.

– Mogę ja poznać? – Zapytał drżącym głosem.

– Nie ma potrzeby… – wstała z miejsca. – Moja córka nie ma ojca… – odrzekła zimnym tonem.

– Jeżeli to moja córka, mam prawo… – wybąkał.

– Posłuchaj mnie uważnie… W moim życiu nie ma ciebie od 15 lat. Miałam prawo ułożyć sobie życie z kim chcę i jak chcę… Ty też tak zrobiłeś – próbowała pohamować emocje.

– Nie jestem taki jak dawniej – pokręcił głową – Spotkajmy się, porozmawiajmy spokojnie – chciał chwycić jej dłoń.

– Żegnaj Paddy… – odwróciła się i szybkim krokiem podążyła wzdłuż alejki w kierunku wyjścia.

– Pozdrów Jimmy’ego – zawołał drwiąco.

Usłyszała to, bolało… Łzy płynęły strumieniami. Już samo spotkanie z Paddym było dela niej sporym przeżyciem emocjonalnym. A on jeszcze ją na koniec tak potraktował… Czy on ją tak mało zna? Czy on myśli, że kiedykolwiek ona związałaby się z jego bratem? Ale co można się było po nim spodziewać… Pieprzony dupek.

  ~*~*~

Było po godzinie 16, kiedy taksówka zaparkowała przed blokiem Adama.

– Niech pan tu za mną zaczeka… wrócę za 10 minut – odezwała się do taksówkarza.

– Tylko niech się pani pospieszy, licznik jest włączony! – Krzyknął kierowca.

Julia wbiegła do klatki. Zaczęła wchodzić po schodach, ale w połowie drugiego piętra ogarnęła ją przeraźliwa rozpacz. Przypominała sobie wszystkie miłe chwile z Adamem… żółta karteczka z napisem „życzę ci dobrego dnia”, wszystkie dni były lepsze od tych z Rzymu… Zbiegła z powrotem na parter. Nie potrafiła spojrzeć Adamowi w oczy. Za dużo dla niej znaczy… Napisze do niego po przylocie, tak będzie zdecydowanie dla niej łatwiej… Otarła łzę i spojrzała na drzwi z zawieszoną, srebrną 1. Zapukała, po chwili otworzyła jej Teodora.

– Och Julio, jak miło cię widzieć – uśmiechnęła się staruszka na widok dziewczyny.

– Chciałabym… – zaczęła, ale od razu przerwała jej starsza pani.

– Nie żegnam się z tobą… absolutnie nie! – Fuknęła stanowczo.

– Ale… – brunetka zaczęła szlochać.

– Pa, pa – Teodora pomachała ręką z tajemniczym uśmiechem i zamknęła jej drzwi przed nosem.

Julia wróciła do taksówki…. Na lotnisku standardowa odprawa. Z każdą minutą, która przybliżała ją z powrotem do Pablo, coraz bardziej ogarniał ją lęk. Nie chciała wracać do piekła, z którego dopiero co uciekła. Założyła słuchawki i zacisnęła powieki.

[…]

Wielkie ma oczy strach, gdy się boisz

To co złe wznieca

I dwoi, troi

Pokochaj goręcej i weź na ręce dziecko, bo

Ono przywoła dom

Nie wzbraniaj się

Bierz wszystko, jak jest

Bo życie po równo dzieli wydech i wdech

Ołówek weź

Teraz kartkę i pisz

Już nie uciekam

Bo we mnie jest mistrz!

Swój czas weź w garść

Swój czas

Zanim ci życie nie powie że pass

I odholuje, weź w garść i idź

Zacznij na 100 nie na 5 procent żyć

4 myśli w temacie “16. SEARCH FOR TRUTH

  1. Oj twój Paddy to kawał dupka pił bił ćpal zdradzał masakra co za żulernia 😂jakoś ten obraz do mnie nie przemawia no ale chyba się poprawił i troszkę zmienił chociaż ze zdradą nadal mu łatwo przychodzi. Co to za córeczka która umarła? I na co? Smutne i tragiczne przeżycia 😢 Sex z Joell no istnie po borzemu 😂 zero spontanu bo Bóg patrzy poplułam telefon 😂😂😂😂

    Polubione przez 1 osoba

    1. Dziękuję, że jesteś :* … no te wszystkie uzależnienia były w większości skutkiem depresji i nie radzenia sobie ze stratą dziecka… Patty zginęłam w wypadku samochodowym, samochód prowadził Paddy… Paparazzi gonili samochód w podobnym czasie umarł Papa Dan, chcieli mieć sensacje 😉 … tak to mi się wszystko w głowie pokazało 😉 … z Jolki sama nieźle się ubawiłam, ale i tak to dla niej wyczyn, że rano na stole hahaha 😀
      Buziaki :*

      Polubienie

Dodaj komentarz