17. SWEETEST ANGEL

do17_1 — kopia

 do17_2 — kopia

 

Witajcie,

Część miała być na Walentynki, ale dopadło mnie jakieś tam dziwne choróbsko i miałam, a może nadal mam z tym różne historie… Ale ja się choroby nie boję i nie mam zamiaru dalszych dni spędzać w łóżku. Femme Fatale samo się nie napisze 😉

Dziękuję za odwiedzanie i czytanie FF. Dziękuję, że jesteście :*

Zapraszam do facebookowej grupy, tam mnóstwo informacji o planach w opowiadaniu

https://www.facebook.com/groups/1784289435195338/

Bo my na tej grupie nie tylko czytamy o fanfiku, ale też mamy różne spontaniczne konkursy.

Twórczość czytelników nie zna granic. Pierwsza cała scena to efekt pracy naszej kochanej Alicji 😉 Nie wiem jak dla Was, ale jak dla mnie wyszło „epicko” 😉

N.

~*~*~~*~*~~*~*~~*~*~~*~*~~*~*~

Wchodząc po schodach do samolotu zaczęło ogarniać ją przerażenie. Natłok myśli przeleciał przez jej głowę jak tornado, w mgnieniu oka zrozumiała to jeszcze nie ten czas, nie  teraz i szybko zawróciła. Patrząc jak jej samolot właśnie kołuje na płycie lotniska powtarzała do siebie po cichutku przepraszam córeczko nie mogłam a łzy mimowolnie kapały po jej policzkach. Wyrwała się z odrętwienia samolot już dawno odleciał, ruszyła do wyjścia. Chwile później złapała taksówkę podała adres brata i zatopiła się w ostatnich wspomnieniach – kim ja tak naprawdę jestem zapytała samą siebie? Czy ten mister polskiej wsi miał racje czy ja jestem aż taką zawistną  egoistka która bawi się uczuciami innych ludzi? Marzę o zemście  za wszystkie zło które mnie spotkało, za krzywdy które doprowadziły mnie tu gdzie jestem: moja matka , Pablo, Michael ? Ale czy to wszystko jest tego warte pytała samą siebie? Udaję twardą tak naprawdę w środku jestem ….. muszę to wszystko poukładać i dojść do porządku z samą sobą!!!

Taksówka zatrzymała się pod wskazanym adresem, zapłaciła i wysiadła z taksówki. Pierwszą osobę, którą zobaczyła przed klatką był Rafał, nie była zachwycona nadal była zła za słowa które ją zraniły a które po części zawierały ziarnko prawdy .

Chłopak z lekkim szokiem na twarzy podszedł do niej :

– Ty tutaj? – Zadał głupie pytanie.

– Nie! Masz zwidy właśnie turlam dropsa do Betlejem!!!

– Julia- chciał coś powiedzieć, ale nie pozwoliła mu dokończyć.

– Nie przeżywaj bo gaci nie dopierzesz, a tak szczerze to ostatnio miałeś częściową racje i mnie też miło cię widzieć . Si ju nara – dodała i ruszyła do klatki .

Oszołomiony jej słowami rozdziawił buzię.

Stanęła pod drzwiami i zapukała, niestety odpowiedziało jej echo. Przypomniała sobie gdzie jest schowany klucz weszła do mieszkania, po czym uśmiechnęła się delikatnie. Chwilę później z filiżanką w ręku usiadła na kanapie chwyciła po telefon aby zadzwonić do Adama i Jadzi o zmianie swoich  planów. W tym samym momencie jej telefon za wibrował ,spojrzała na wyświetlacz i skrzywiła się niemiłosiernie znowu On? Odrzuciła połączenie lecz telefon znów za wibrował, zacisnęła na moment oczy, sam się o to prosisz uśmiechnęła się chytrze, naciskając zieloną słuchawkę w telefonie :

– Dzień dobry: tu radio parafialne miłość, radość, szczęście : Aby porozmawiać z księdzem wciśnij 1. Aby się wyspowiadać wciśnij 2 .

-To nie jest nawet zabawne- wykrzyknął do słuchawki Michael .

– Przecież się nie znamy! Czyżbyś nagle miał ochotę na pieprzenie się po kątach?- zapytała ironicznie.

Nagła cisza po drugiej stronie spotęgowała napływ słów wypływających z jej ust – Nie jestem zabawką, a seks to za mało by mnie mieć, rozgrzeszeń nie udzielam. Cześć jak czapka pa jak parasol, żegnam jak Żagań – tym optymistycznym akcentem przerwała połączenie .

Odgarnęła grzywkę. Nie tego chciała  nie tak to miało wyglądać ,wiedziała że zachowała się dziecinnie, ale potrzebowała tej chwilowej satysfakcji.

Chwile później wykręcała numer psiapsióły.

– Siema jędzo, nagła zmiana planów, siedzę w mieszkaniu Adama, czekam na niego .

– U Adama? – zapytała Jadzia

– No tak przecież nie na lotnisku ,dworcu czy parku – warknęła zirytowana. – Nawet nie wiem gdzie on się podziewa – westchnęła. – Muszę do niego zadzwonić.

– Julka muszę Ci coś powiedzieć.

– Chyba każdy ma mi dziś coś do powiedzenia, co jest grane?

– Adam siedzi w barze złapał chwilowy kryzys, ale dzielnie śledzi zygzaka.

– Nawalił się jak szpadel? Dlaczego?

– Nie wiem chyba z Twojego powodu.

– Jadzia dostarcz jego zwłoki, ja nie mam chwilowo siły.

-Ja pierdziu, postaram się i wiesz cieszę się, że tam nie pojechałaś.

-Ja też choć nie do końca jestem tego pewna .

-Musze wracać do roboty. Pa.

Przymknęła oczy stres dzisiejszego dnia dawał się we znaki, luknęła na zegarek zbliżała się godzina przylotu do Rzymu, czy oby dobrze zrobiła? Myśli pełzły niczym stado pędzących kombinerek, czuła się pionkiem w rękach Pablo tak jak i teraz  jak i wcześniej. Bezradność gdzieś męczyła ją w środku z jednej strony zero asertywności, brak pomysłu na poradzenie sobie z  Pablo. Uczucia to jedno, a rozum to drugie. Nie chciała walki ale strach przed wpływami jakie miał manipulacjami, wykorzystywaniem ludzi okazał się większy niż odwaga. Chciała wrócić do Rzymu do córki, zapomnieć o Michaelu, znowu uciec, tylko wiedziała że jest  na straconej pozycji ,że Pablo nie pozwoli jej grać na własnych zasadach że nie będzie miała pola manewru i będzie sama jak palec. A w Polsce w mieszkaniu Adama, w Warszawie miała brata, przyjaciół którzy ją wspierali .

Odetchnęła głęboko .nie wiedziała ile czasu spędziła na rozmyślaniu, dźwięk telefonu wyrwał ją z letargu, chwyciła za telefon myśląc dziś to mam gorącą linie, spojrzała w wyświetlacz, momentalnie poczuła krople potu na karku i ucisk żołądka ta rozmowa była nieunikniona raz kozie śmierć przeleciało przez jej głowę i odebrała :

– Halo -przywitała się milutko.

– Witaj Julio, gdzie Ty do cholery jesteś? – usłyszała po drugiej stronie .

– Pablo jeśli nie ma mnie tam gdzie chciałbyś abym była, to jest tam gdzie ja chce być .

– Rozmawialiśmy ostatnio mówiłem że jesteś mi potrzebna ,mówiłem że musimy grać idealną rodzinę bo możemy stracić Blankę.

– Owszem mówiłeś ,ale po części chyba to wszystko masz na własne życzenie? Przemyślałam sobie wszystko nagle jesteś kochającym ojcem? Przecież miałam urojenia że w ogóle byłam w ciąży , kiedy ty byłeś zajęty pieprzeniem mojej matki?

– Nie wyrażaj się w ten sposób.

– A jak mam się wyrażać? – zaczęła krzyczeć. – Nagle ci się przypomniało że jesteś ojcem? Nagle uświadomiłeś sobie ze masz w sobie uczucia rodzicielskie?

– A z Ciebie co za matka, która oddaje własne dziecko? -zapytał zimnym tonem .

– Wiesz  dobrze jak było kiedy cię potrzebowałam zostałam sama jak pies – łzy płynęły po jej policzkach kiedy wspomnienia wróciły próbowała się uspokoić.

– Nie będziemy w ten sposób rozmawiać i rozpamiętywać przeszłości. Najważniejsza jest Blanka, a za ten numer poniesiesz konsekwencje! Już nie długo się spotkamy do bliskiego zobaczenia moja Julio – po tych słowach usłyszała że połączenie zostało zerwane. Nie  zdążyła nic odpowiedzieć.

~*~*~

– Szlag! Szlag! Szlag! – Zaczął uderzać, z furią, dłońmi w kierownicę. Nigdy wcześniej w życiu nie był aż tak bardzo przerażony. Przygryzł mocno palec, gorączkowo zastanawiając się co ma dalej zrobić. Nie jest w stanie przecież, w tak krótkim czasie, znaleźć „zastępstwa”. Biegła znowu przyczepi się, a on nie ma już pomysłów na usprawiedliwienie nieobecności Julii.

Spojrzał w przednie lusterku na leżące, na tylnym siedzeniu, ozdobnie opakowane pudełko. Urodziny Blanki, miało być idealnie… A teraz będzie musiał zgrywać idiotę, jakby nic się nie stało… Nawet przed Julią udawał, że nic go ta sytuacja nie obeszła, ale tak naprawdę zachodził w głowę kto lub co wpłynęło na jej zmianę decyzji… Z nim nie pogrywa się w ten sposób, tym bardziej z jego córką.

Ruszył gwałtownie z piskiem opon…

Po niecałym kwadransie stanął nieopodal szarego, przybrudzonego budynku, z którego miejscami odpadał tynk czy inne badziewia. Wyszedł z samochodu z największą manierą, zapinając guzik u idealnie skrojonej marynarki.

– I moja córka musi przebywać w takiej melinie – wycedził przez zęby z obrzydzeniem, a może z bólem.

Wypakował wszystko z bagażnika i udał się do wyznaczonej wcześniej sali odwiedzin.

– Zobacz kto przyszedł! – Zawołał od progu, zduszony pakunkami.

– Tatuś! – Mała brunetka poderwała się żwawo z krzesła i podbiegła do mężczyzny.

– To co, robimy imprezę? – Zapytał szczerząc zęby.

– Nie. Pani Andrea nie pozwoliła mi wyprawić urodzin. Innym dzieciom mogłoby być smutno, bo one nie mają bogatych rodziców – wyjaśniła robiąc pyzę.

– A co mnie obchodzi jakaś zasrana biedota – syknął, ale widząc groźny wzrok opiekunki, sam skarcił się w duchu. – Zaraz coś wymyślimy wspólnie z panią – dodał uśmiechając się promiennie na widok kobiety zmierzającej w jego kierunku.

– Panie Costa – wyciągnęła dłoń na przywitanie w oficjalnym tonie.

– Pani Sabatin… – ucałował nonszalancko jej dłoń.

– Umawialiśmy się na coś, prawda? Gdzie jest matka Blanki? – Zaczęła widząc, że dziewczynka oddaliła się na tyle, by mogła swobodnie porozmawiać o podopiecznej z jej ojcem.

– Wyniknęły, nieprzewidziane, problemy zdrowotne… – próbował wyjaśnić.

– Dość… – przerwała. – To chyba już z osiem razy! Zawsze coś nieprzewidzianego… – wytrzeszczyła oczy. – Oj nie panie Costa. To była ostatnia szansa. Ja muszę dokończyć opinię i złożyć ją w sądzie – zadarła głowę.

– Spokojnie… Jeżeli pani pozwoli, to nie chciałbym o tym dzisiaj rozmawiać. To ma być frajda dla Blanki – położył subtelnie dłoń na jej nadgarstku. – To gdzie można rozłożyć wszystko do poczęstunku? – Rozejrzał się po sali.

– Niestety pani dyrektor nie zezwoliła na prywatne urodziny – westchnęła blondynka.

– Co za zdzira… – wymamrotał miękko.

– Słucham? – Spytała z oburzeniem.

– To taka pani, która wkurza bardziej niż zołza… i jest bardziej wredna niż najgorsza teściowa, a do tego daje dupy komu popadnie – wyjaśniła ochoczo Blanka z uśmiechem.

– Aha… – odpowiedziała Nicole, lekko przytkana. – Wiesz, tak o drugiej osobie nie powinno się mówić… i nie można w taki sposób wyjaśniać tego słowa. Po pierwsze to są nieładne słowa i dziewczynki w twoim wieku nie powinny wyrażać się w ten sposób. A po drugie jak dana osoba usłyszy takie słowa to może być jej bardzo przykro – przykucnęła przy małej i nieporadnie zaczęła wyjaśniać niefortunną sytuację.

– Ale trzeba potrafić wybronić się słownie, w tym popapranym świecie gdzie współczesna generacja ludzi to zombie na drogach – Blanka teatralnie westchnęła. – Ciociu, ty też powinnaś znać techniki słownego nokautu – wbiła swój paluszek w policzek blondynki.

– Znam karate, to wystarczy… – wyprostowała się patrząc pytająco na Pablo, który tylko wzruszył ramionami. – Jeżeli ma pan zaplanowane wyjście z córką, przeznaczone są na to dwie godziny… Tak jak zawsze idę z wami jako obserwator – dodała.

– Blanko, pamiętasz jak obiecałem pokazać ci prawdziwe jednorożce? Zmykaj szybko ubrać buty i jedziemy – powiedział z wielkim entuzjazmem w głosie, a mała radosna wybiegła na korytarz do szafki po swoje buciki.

Wysiedli przed wielką, zadbaną stadniną, jedną z najlepszych i największych w całych Włoszech.

– Zamknij oczy i nie podpatruj… – zwrócił się do dziewczynki biorąc ją na ręce.

Postawił ją niedaleko trzech kolorowo przystrojonych kucyków. Na łbie każdy z nich doczepiony miał brokatowy róg, a grzywa i ogon były wielokolorowe.

– Otwórz… – szepnął z satysfakcją.

– Wow! – Pisnęła z wrażenia. – Są piękne! Ale tatusiu, one wyglądają bardziej jak te z My Little Pony. Jak księżniczka Celestia i Rainbow Dash, ewentualnie jak Twilight Sparkle – odszeptała mężczyźnie do ucha z politowaniem.

– Co ty… to są małe… a skoro są małe jednorożce, to gdzieś powinny być duże – odparł jednocześnie mrugając do szatynki stojącej nieopodal nich. – Pani Ana z pewnością pomoże Tobie je odnaleźć – uśmiechnął się zalotnie do ciemnowłosej kobiety, która nie kryła zainteresowania mężczyzną, ale usłużnie chwyciła małą za rączkę i oddaliły się w kierunku stajni.

– Czy zdaje sobie pan sprawę, że dawanie nawet tak imponujących prezentów, nie zastąpi podstaw opieki i wychowania nad małym dzieckiem – zauważyła Nicole.

– Wiem, ale cóż jest cenniejszego dla rodzica od radości dziecka – odparł podając jej kieliszek z „szampanem” dla dzieci.

– Jest pan okrutnie niepoprawny – mimowolnie uśmiechnęła się.

– Chciałabym spotkać się z panią, prywatnie… na rozmowę – spojrzał się poważnie na kobietę.

– Nie umawiam się z rodzicami, kiedy jestem biegłą w sprawie – pospiesznie pokręciła przecząco głową.

– Ale ja właśnie w tej kwestii… Chciałbym opowiedzieć o Blance, o sobie, o jej matce… po prostu te wszelkie ramy formalne mnie drażnią – wyjaśnił łagodnie.

– Nie wiem… Muszę to przemyśleć – uciekła wzrokiem w bok.

~*~*~

Tymczasem…

– No chodź Adam… Tamara zastąpiła mnie tylko na godzinę – Jadzia zdyszana prowadziła mężczyznę, w stanie znacznego upojenia alkoholowego, tylnym wyjściem w kierunku swojego samochodu.

– A może… skoro jesteśmy tu sami, to wykorzystajmy okazję – wybełkotał zastawiając drzwi od samochodu.

– Żartujesz? – Spytała zdumiona.

– Niby czemu? – Uśmiechnął się… Jednym ruchem otworzył drzwi, wylądowali na tylnym siedzeniu.

– Kocham cię, mój ty słodki aniołku- zaczął namiętnie całować dziewczynę.

– Oj Adam! Jak ja długo na to czekałam – wydusiła przez łzy Jadzia. Pospiesznie pozbawiając go z ubrań.

Ten moment zapamięta do końca życia nawet z tak bardzo kiczowatą piosenką w tle… A może ona jest idealna do oklepanego, tandetnego i taniego numerku w samochodzie.

[…]

You’re the fear, I don’t care

‚Cause I’ve never been so high

Follow me to the dark

Let me take you past our satellites

You can see the world you brought to life, to life

So love me like you do, love me like you do

Love me like you do, love me like you do

Touch me like you do, touch me like you do

What are you waiting for?

[…]

 

Po ponad godzinie Jadzia wprowadziła Adama do przedpokoju jego mieszkania.

– Już jesteśmy! – Ognistowłosa zagruchała od wejścia.

– No nareszcie! – Julia wybiegła z salonu. – Już myślałam, że coś się stało…

– Można tak to ująć – zarumieniła się ruda.

– O kuźwa… serio… wy… – Julia z niedowierzaniem wskazywała palcem z Adama na Jadzie.

– Potem ci opowiem – przytuliła się lekko do szatyna.

– Przecież to jest atom… – brunetka skinęła głową w stronę brata.

– Jak już to atom miłości – odparła Jadzia.

– Oooo… Julka, a ty tutaj? Nie poleciałaś? – Dopiero teraz Adam dostrzegł siostrę.

– No jak widzisz braciszku. Nigdzie nie mam zamiaru lecieć, już nigdy – uśmiechnęła się smutno.

– Bardzo się cieszę… to w takim razie zostaniesz świadkiem na naszym ślubie… Przedstawiam ci moją przyszłą żonę. Kobietę, którą od zawsze kocham i kochać już zawsze będę… Nicole – wypowiedział to głośno, wyraźnie z uczuciem.

Julia stanęła w osłupieniu.

– Jadzia… – zdawało się jakby ruda nie zrozumiała tego, co przed chwilą zostało powiedziane.

– Co Jadzia? – Wybełkotał tępo.

– Jadzia, nie Nicole… – próbowała powstrzymać łzy.

– Hahaha… Dziesiąty grosz dla Jadzi, niech se Jadzia wsadzi. Ona ma siłę oraz nie leczoną anginę… – zaczął śpiewać rozbawiony. – Z nią to nigdy w życiu. Wolałbym paść trupem. Ona od zawsze jest moim utrapieniem. Gdyby nie była siostrą Arka dawno posłałbym ją na drzewo … Przekażcie jej, że żenię się z Nicole, a ona niech nie robi z tego dramatu… Prawda skarbie? – Zwrócił się do rudej. Ewidentnie miał pijackie omamy.

– O Boże! – Jadzia wyrwała się z płaczem z jego uścisku i wybiegła na korytarz wprost do windy.

– Jadzia, zaczekaj… – Julia próbowała dogonić przyjaciółkę, ale nie zdołała.

~*~*~

Dwie godziny wcześniej, Dortmund…

Zaparkował przed domem. To był ciężki dzień. Tak bardzo marzył by upić się do nieprzytomności. Jednak nawet na to nie miał siły. Odpiął pas, otworzył drzwi od samochodu i wystawił nogi na chodnik. Siedział tak bez celu, przypatrując się przechodzącym ludziom. Jego uwagę przyciągnęła nieznajoma dziewczynka próbująca wykonać perfekcyjnie piruet na łyżworolkach, śpiewając przy tym tak dobrze znaną mu piosenkę.

[…]

Took her hand and she smiled

Darling I feel true love

Damn it! I won’t, damn it! I won’t

Let you down

Cause I’m for you

You’re my sweetest angel

You go to my heart

You’re my sweetest angel

You’ve got the touch to my heart

Baby, yeah

[…]

Nastolatka wyglądem również przypominała słodkiego anioła: niby brunetka, aczkolwiek w jej włosach przy wieczornym słońcu przebijały się pasma złotych, długich fal. W dodatku tak mocny, naturalny głos. Ile dałby, aby móc spojrzeć chociaż raz na córkę, by była chociaż trochę podobna do niej… Uśmiechnął się smutno. W tym samym momencie usłyszał odgłos skrzydeł, znajomy gołąb usiadł na drzwiach samochodu cicho gruchając.

Michael wpatrywał się z zachwytem w dziewczynkę gdy nagle spostrzegł, że całą siłą upada na bruk. Instynktownie podbiegł lecz nie zdążył uchronić jej przed wypadkiem. Dziewczynka z impetem huknęła na tyłek przy okazji kalecząc sobie prawy łokieć i okolice nadgarstka.

– Nic ci nie jest? – Michael z troską przykucnął przy dziewczynce.

– W porzo – odpowiedziała zdejmując kask.

– Nic cię nie boli? Może wezwać karetkę? – Dopytywał się.

– Dupa mnie boli… – Skrzywiła się.

– Chwyć mnie za ręce. Pomogę ci wstać – powstrzymując śmiech wyprostował się i wyciągnął dłonie.

– Dzięks… – wymamrotała niechętnie podnosząc się z jego pomocą.

– Pokaż mi to… – delikatnie ujął jej zranioną rękę dokładnie sprawdzając czy nic poważnego się nie stało.

– Luz, dramatu nie ma – prychnęła, nagle coś uświadamiając chciała wyrwać się z jego uścisku.

– Nie bój się, to trzeba zdezynfekować – uśmiechnął się pobłażliwie.

– Chałowo… chciałam odwalić twista, a zlamiłam to , ale yelo to nie było więc spoko już się wymiksuję stąd.

– Może zaczniemy raz jeszcze, bo ja nic nie łapię z twojego języka – zaśmiał się wyciągając apteczkę z samochodu.

– To nie było niebezpieczne więc ja stąd spadam… – chciała odjechać.

– Czekaj, nie puszczę cię z krwawiącą ręką – wyjął waciki i wodę utlenioną. – Michael… – przedstawił się, chciał rozluźnić atmosferę. Lekko z wyczuciem zaczął przemywać ranę.

– Ałć! – Syknęła. – Tak wiem, Michael Patrick, dla przyjaciół Paddy… Nie musi pan zaznaczać kim jest… jakoś mi to totalnie zwisa – starała się być twarda.

– I dobrze… – wzruszył ramionami. – A ty, jak masz na imię? – Zapytał wyjmując plastry.

– Ja… – zawahała się. – Adelajda – podała inną formę imienia, nie chciała by znał jego właściwą formę, jeszcze nie teraz.

– Ładnie – skinął głową.

– Pan tu mieszka? – Spytała z naturalną ciekawością.

– Można tak powiedzieć – zaśmiał się lekko pod nosem. – Ale ciebie nie kojarzę z tej okolicy – łypnął na nią zaklejając ranę.

– Ałć… – ponownie wykrzywiła usta. – Ja tu tylko do koleżanki. Lea mieszka ulicę dalej… – wyjaśniła. – Zawsze wbijamy niedaleko do grossa… Jakie tam są mega epickie booki – zmrużyła oczy z zachwytu.

– Ok, mało co chwytam… Chyba starzeję się albo nie przebywam z dzisiejszą młodzieżą – zakleił drugą ranę i spojrzał na dziewczynkę. – Gotowe … – uśmiechnął się i potargał zabawnie ręką jej włosy.

– Dziękuję… – wymruczała niechętnie.

– Słyszałam jak śpiewasz i tak sobie myślę… jeżeli chcesz to przyjdź. Oczywiście ciebie już nie obowiązuje przesłuchanie… – wyjął z samochodu i wręczył, ze sporego sztapla, pomiętą ulotkę dotyczącą chóru gospel, zamówione w zaprzyjaźnionej drukarni.

– An Angel… – przeczytała na głos nazwę chóru. – Serio? – Skrzywiła się. – To może jeszcze An Alien… Angel, Alien, jeden pies – zadrwiła.

– Myślałem, że dobrze to brzmi… – odparł bez większego zainteresowania.

– Nie lepiej brzmiałoby chociażby Ruah? – Spojrzała się wymownie na Michaela. – Przynajmniej to nie kojarzy się bezpośrednio z Kelly Family – dodała.

– W sumie… – podrapał się po karku z zakłopotaniem. Wcześniej nie pomyślał o tym w ten sposób.

– Zastanowię się, dzięki – uśmiechnęła się zakładając kask.

– Tylko przynieś koniecznie zgodę rodziców – zauważył.

– Spoko, zgodę starego już mam.. – z przekąsem mruknęła pod nosem.

– Słucham?

– Nic, nic… no to Emano! – Pożegnała się i oddaliła w kierunku księgarni.

– Aha. .. to pewnie było do widzenia – stał oniemiały patrząc się na odjeżdżającą dziewczynkę. Był pod wielkim wrażeniem tej nastolatki. Nie znał jej, a jednak poczuł do niej od razu coś szczególnego, sympatię i jakby zrozumienie pokrewnych dusz.

4 myśli w temacie “17. SWEETEST ANGEL

    1. Najwięcej bohaterów to w tej części dała Alicyjka, ja potem to po prostu pociągnęłam dalej… w najbliższych częściach postaram się mniej postaci dać, chociaż do akcji wkroczy Barby, a i Basia, ex Adama mi chodzi po głowie więc kto wie, kto wie 😉 … ale Armagedon przeszedł, ale może i dobrze, świeże myśli czasami są lepsze od pierwowzoru 😉
      Dziękuję, że jesteś i czytasz :*
      Buziaki :*

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz